dojrzewanie do życia na własnych warunkach

Dojrzewanie do życia na własnych warunkach

Nasza dojrzałość wewnętrzna, bycie wewnętrznie dorosłym, rzadko idzie w parze z wiekiem biologicznym. Często w wieku dziecięcym dotykają nas trudne emocje, traumy, przytłaczające doświadczenia. Silne odczuwanie jest dodatkowo napędzane niedojrzałym jeszcze układem nerwowym oraz dziecięcym rozumieniem i postrzeganiem świata. W takich momentach zatrzymujemy się, zamrażamy, a nasze zranione wewnętrzne dziecko przejmuje kontrolę nad naszym zachowaniem, reakcjami, wyborami, co przekłada się na różne aspekty naszego życia. Dojrzewanie do życia na własnych warunkach wymaga od nas rozpoznania tych ran, uleczenia ich, podarowania samemu sobie – swojemu wewnętrznemu dziecku tego, czego nam przez całe życie brakuje – miłości, uwagi, troski, akceptacji… miłości matki, miłości ojca.

Na sesję przyszła do mnie Zosia (imię zmienione). Odczuwała silny dyskomfort w obrębie łopatki, natomiast podczas terapii manualnej zaczęły dochodzić do głosu silne emocje. Prowadziłem ją zatem głosem i dotykiem, aby docierała oddechem i swoją uwagą tam, gdzie wcześniej nie mogła. Każda kolejna minuta świadomej pracy z udziałem zaangażowanej uwagi, uwalniała pokłady stłumionego bólu emocjonalnego, który przybierał momentami formę silnego szlochu i wyrażanego werbalnie poprzez krzyk bólu emocjonalnego, osobistych zranień i stłumionych potrzeb z okresu dzieciństwa. Obserwując ją uważnie, po godzinie takiej pracy, zapytałem, czy jest gotowa i czy chce wejść w ten proces jeszcze głębiej. Po twierdzącej odpowiedzi, zapytałem czy wie, co się przebija. Pierwsza odpowiedź była negująca, po czym w odpowiedzi na pytanie, czy jest jakiś konkretny temat, z którym chciałaby pracować, odpowiedź była jasna i klarowna: – „ojciec, relacja z ojcem”.

Zapraszam do pracy tę relację, wewnętrzne dziecko czyli małą Zosię, jej wszystkie zranienia powiązane z tą relacją, potrzeby. Przebijamy się przez kolejne warstwy bólu, uwalniającego się poprzez łzy, szloch, krzyki wyrażające cierpienie duszy, otwierając przestrzeń na… ojcowskie wsparcie, którego brakowało i ojcowską miłość wypełniającą deficyty z okresu dzieciństwa. Wszystko to, by mogła wyjść do świata z tym, z czym do tej pory nie mogła, by mogła czuć oparcie w tym, co męskie, ale przede wszystkim po to, by zabliźnić rany wynikające z poczucie braku ojca u małej Zosi.

Zamykam sesję tak, by Zosia mogła w poczuciu lekkości powrócić do świata zewnętrznego. Otwierając oczy doświadcza wyraźnego zaskoczenia, jakby nie dowierzając, co do tej pory trzymała w ciele.

Sugeruję na koniec, aby napisała list do ojca, dla siebie samej. – „Ale ja już napisałam kilka listów, wyrażając cały żal do niego” – słyszę w odpowiedzi. – To teraz pozwól sobie napisać list do ojca, z perspektywy jego braku (braku ojca), dlaczego Ci go brakowało, i dlaczego za nim tęsknisz.

Większość osób ma trudne relacja zarówno z matką, jak i ojcem. Często obecności matki było w nadmiarze, a brakowało obecności ojca. Pomimo, że rodzice dają najczęściej z siebie tyle, ile mogą, to potrzeby dziecka są tak wielkie, że żaden rodzic nie jest w stanie im sprostać, choćby stawał na głowie. A zranienia pozostają, i jeśli sami się nimi nie zaopiekujemy, to będzie się z nich sączyć ból emocjonalny w sposób bezpośredni lub przybierający formę różnych dolegliwości – fizycznych, psychicznych, społecznych dysfunkcji. A dopóki świadomie nie zaczniemy się z tym mierzyć najczęściej będzie niezrozumiałą wypadkową dolegliwości na różnych poziomach. Czy warto..? To pytanie retoryczne, rzecz w tym, że nie każdy jest gotowy się z tym mierzyć samodzielnie, bo utożsamianie się z bólem i przekonaniami z nim powiązanymi, sprawia często, że przechodzenie przez to samodzielnie jest właściwie nieosiągalne, a wręcz niemożliwe. Główną przyczyną nie jest sam ból, ale lęk przed nim. Uczucie podobne do strachu przed śmiercią, bo w praktyce zgoda na doświadczanie tego całego bólu, który w sobie nosimy jest zgodą na wewnętrzną śmierć, która pozwala nam się narodzić ponownie, odrodzić ze zgliszczy swojej psychiki, by mogła się ona przebudować i dojrzeć. To właśnie jest dojrzewanie do życia na własnych warunkach, a nie tych dyktowanych przez wewnętrzne krzywdy popychające często do roli ofiary, kata czy ratownika.

Dojrzewanie do życia na własnych warunkach, jako swój osobisty rodzic dla swojego wewnętrznego dziecka, pozwala w końcu czerpać z życia więcej i sięgać po więcej, dawać więcej i otrzymywać więcej. Każdy z nas ma osobisty dar, potencjał, który ma służyć kreowaniu lepszego świata. Problem w tym, że dopóki nie uporamy się ze zranieniami, poczuciem krzywdy, poczuciem odrzucenia, które nosi w sobie nasze wewnętrzne dziecko, to nie będziemy mogli w pełni realizować tego potencjału i daru. Przy każdej próbie jego realizacji, będzie dochodził do głosu ściągający w dół podszept… „Nie zasługuję”…”Nie dam rady”… „Jestem za głupi” albo może obierać przeciwny biegun – tyranii i despotyzmu osobowości narcystycznych, ale te nie są skłonne pracować ze sobą.

Zosia przed wyjściem powiedziała, że szukała takiej pracy od wielu lat, a do mnie przyszła na terapię powięziową. Tyle, że ja nie pracuję schematycznie, i widziałem, że w tej sytuacji więcej da SOTI – Somatyczno-Oddechowa Terapia Integrująca.

Cieszę się, że mogłem z nią pracować, bo uwalniając ten ból emocjonalny, uwolniło się także napięcie w obrębie prawej łopatki. Ta część ciała bardzo żywo reagowała w trakcie tego procesu, a także jeszcze po zakończeniu pracy na kozetce – w formie kompulsywnych wyładowań. Znamienne jest też to, że położyła się na lewej stronie, by pracować z prawą (w symbolice ciała – ojcowską stroną ciała). Zosia była gotowa na tego typu pracę – holistyczną, pozwalającą dotrzeć głębiej do źródła dolegliwości. Była przygotowana, bo od dłuższego czasu pracowała już ze sobą poprzez różne formy świadomego ruchu. Wychodząc powiedziała na koniec, że czuje się obszerniejsza w swoim ciele, w swoim wnętrzu.

Krzysztof Kahe Mana

Więcej o SOTI można przeczytać na naszym blogu:

Więcej o uwalnianiu emocji i traum można przeczytać na naszym blogu: