Po około 10 latach praktyki terapii Techniką Bowena zaczęłam dostrzegać jej inną wartość. Zauważyłam, że najbardziej sprawdza się u ludzi zabieganych, którzy całymi latami są w stanie sympatykotoni. Sympatykotonia, to stan wzmożonego napięcia układu współczulnego, wyrażający się przyśpieszonym tętnem, rozszerzeniem źrenic, zwiększoną potliwością, wzmożoną pobudliwością psychiczną. Najprościej rzecz ujmując jest to bycie w ciągłym stanie gotowości, w takim alercie, bycie czujnym i pobudzonym, zawsze gotowym do reakcji typu „walcz albo uciekaj”. U takich osób harmonizująca moc terapii Bowena przejawia się przełączaniem ich organizmów na tak pożądany i potrzebny tryb relaksu, czyli na układ parasympatyczny.
Osoby, które od lat są w ciągłym biegu, w nieustannym stanie pobudzenia, funkcjonują w dużej mierze na wytwarzanym przez ich organizm kortyzolu. Z pozoru wydaje się to atrakcyjne – są zawsze zdeterminowani do działania, wydają się pełni energii, z tym, że na dłuższą metę jest to bardzo wyniszczające dla organizmu. Te osoby są nieustannie poddawane dużemu stresowi. W ich organizmie brakuje równowagi, zdecydowanie dominuje układ sympatyczny (współczulny), nie potrafią się zrelaksować fizycznie ani psychicznie czy mentalnie, nie wypoczywają nawet podczas snu. Taki tryb funkcjonowania sprawia, że ich organizm nie może się regenerować. Otóż regenerujemy się tylko, gdy aktywny jest układ parasympatyczny (przywspółczulny).
Może być to wytłumaczeniem, dlaczego na osoby permanentnie aktywnie nie działa wiele form terapii lub te terapie pomagają, ale na krótko. Po pierwsze mam wrażenie, że takie pobudzone osoby poszukują równie aktywnych form terapii. Często są to formy manualnej pracy z powięzią głęboką, czyli techniki bardzo bolesne, lub szybkie i mocne, rozcierająco – energetyzujące masaże. Takie osoby mają obniżoną wrażliwość na bodźce i dodatkowo wybierają silnie bodźcujące terapie, myśląc że „im bardziej boli czy jest silniej odczuwalne, tym lepiej podziała”. Tyle tylko, że to jest błędne koło, które nie da efektu terapeutycznego. Moim zdaniem na dłuższą metę da efekt wręcz odwrotny. Te osoby nie potrzebują dodatkowego pobudzenia. Ich ciało kolejnymi dolegliwościami, bólem, ograniczeniami ruchu woła „zwolnij!”… „odpocznij!”…
Dodatkowo, jak już wspomniałam, ciało regeneruje się podczas głębokiego relaksu. Nawet, jeśli terapeuta zrobi wszystko, jak najlepiej, a nadaktywny pacjent nie jest w stanie się odpowiednio zrelaksować chociażby podczas snu, to wykonana wcześniej praca terapeutyczna nie przyniesie wymiernych efektów, a poprawa nie utrzyma się na dłuższy czas i jest duże prawdopodobieństwo, że dolegliwości powrócą. Oczywiście na możliwości regeneracyjne organizmy mają wpływ różne czynniki, również takie jak stan ogólny organizmu, wiek, kondycja, dieta, waga, poziom przemęczenia fizycznego i psychicznego, tryb życia, a nawet relacje z najbliższymi. Warto równolegle z terapią manualną poprawić swoje nawyki żywieniowe, zadbać o sferę psychiczną, odpowiednią aktywność fizyczną. Niemniej jednak, aby ta regeneracja w ogóle mogła zaistnieć, to musi być zachowana równowaga pomiędzy układem współczulnym a przywspółczulnym.
Harmonizująca moc terapii Bowena kryje się w przełączaniu organizmu z układu współczulnego na przywspółczulny. Delikatne ruchy Bowena, a w szczególności charakterystyczne przerwy pomiędzy ruchami dają organizmowi czas na reakcję na poszczególne bodźce, wyciszają i równoważą. Oczywiście wszystko, jak i również to zależy od otwartości, gotowości i chęci zmiany samego pacjenta. Jeśli osoba leżąca na stole do masażu jest nakręcona własnym dialogiem mentalnym na temat swojego dnia codziennego, pracy, relacji, problemów i wyzwań, przeplatanym z myślami pełnymi zwątpienia, jak tak delikatny dotyk może pomóc, to nawet harmonizująca moc terapii Bowena tego nie przeskoczy. Natomiast wielokrotnie osoby żyjące na co dzień w dużym stresie, którym udało się choć na chwilę pozostawić galopujący pociąg myśli za drzwiami gabinetu, przełączały się na działanie układu parasympatycznego i odpływały w kojącą, regenerującą drzemkę, pomimo tego, że były w obcym miejscu, a na ich ciele odbywała się terapia. Po takiej sesji wychodziły z gabinetu odprężone, radośniejsze, z lepszym samopoczuciem fizycznym i psychicznym, a każda kolejna sesja dodatkowo zwiększała ich zdolności radzenia sobie ze stresem i przeciążeniem ciała.
W naszym gabinecie nie tylko terapią Bowena można uzyskać takie głębokie, regenerujące odprężenie. Aby móc się głęboko odprężyć potrzebne jest spowolnienie fizyczne, psychiczne, mentalne, spowolnienie oddechu także u terapeuty, dlatego zarówno w gabinecie, jak i podczas kursów masażu Krzysztof kładzie na to szczególny nacisk. Potrzebny jest świadomy, uważny, powolny, głęboki dotyk. Dotyk, który zagłębia się w ciało w poszanowaniu tego, jak i na ile to ciało go wpuści. Dotyk pełen płynności, łagodnie „wchodzący” i łagodnie „wychodzący” z ciała, bez nagłego odrywania rąk. W ofercie masaży nastawionych na takie głębokie odprężenie fizyczne i psychiczne, a jednocześnie uwolnienie emocjonalne mamy Rytuał Lomi Lomi Nui, Rytuał Lakszmi Zen, Trauma Release Massage (TRM), Terapeutyczny Masaż Relaksacyjny (TMR).
– Beata –