„Siadam często na balkonie. Patrzę w niebo i myślę nad tym, że „są zbiegi okoliczności, które przypominają wyrafinowany plan”. Często nie myślę w ogóle. Siedzę, odpoczywam, wdycham świeżość poranka, a czasem wieczorne powietrze. Czasami jest przesycone spokojem, czasem czuję, jak schodzi ze mnie miniony, bardzo często szybki i trudny dzień. Znów chce mi się żyć.
Spokój serca nie zawsze towarzyszy mi przez większość dnia. Czasem przychodzi rano, odchodzi w ciągu dnia, przychodzi znów wieczorem.
Nie zawsze tak było i ogromny wkład miał w ten mój stan Krzysztof. To on nauczył mnie w trudnych momentach powtarzać jak mantrę wdech, wydech. Kiedy boli fizycznie i psychicznie też.
Można pomyśleć, że poznaliśmy się przypadkiem, bo zadzwoniłam w sprawie masażu, a skończyło się tym, że wspólnie pracujemy już rok i 4 miesiące. Czasem widzimy się częściej, czasem rzadziej. Bardzo pomógł mi pozamykać pewne tematy, wspólnie otworzyliśmy te, których nawet nie chciałam dotykać, a nawet nazywałam je jaskinią w mojej głowie. Czasami patrzę na tę jaskinię, która w tej chwili jest pokojem w domu na leśnej polanie, w której mała dziewczynka jest tylko na obrazie na ścianie. Przy stole siedzi dorosła kobieta w otoczeniu innych kobiet z mojego rodu, mężczyzn, mojej mamy, mamy chrzestnej, taty, babci i dziadka.
Wspólnie obłaskawiliśmy moją przeszłość. I dopóki chowałam się przed nią, w mojej głowie były tytany moich myśli, których bardzo się bałam. Bałam się podejmowania decyzji, więc podejmowałam je szybko, bałam się być sobą, bałam się być niemiła dla innych, nie umiałam być asertywna. Na zewnątrz silna kobieta, w środku byłam zlepkiem strachów i lęków. Moja droga do siebie, poszukiwanie siebie trwa już 10 lat. Od ponad roku towarzyszy mi w tej podróży Krzysztof i tam, gdzie ja się boję wejść, on dosłownie i w przenośni bierze mnie za rękę i prowadzi dalej, często w głąb siebie.
Mam to szczęście, że na mojej drodze spotykam ludzi dokładnie wtedy, kiedy ich potrzebuję. Kiedy jestem tez na tyle uważna, aby z tego spotkania wynieść tyle, ile daje mi Wszechświat.
Dziś czerpię siłę z mojego rodu, jestem dumna z moich przodków. Wiem, że bliski kontakt, jaki jest moim udziałem z przeszłością, z pamięcią przodków we mnie nie jest przekleństwem, ale darem.
Myślę, że warto podążać ścieżką przeznaczenia i rozwikłać zapętlone Dzieje Rodziny. Dziś oddycham bardzo często pełną piersią, umiem sobie często sama pomóc, kiedy pojawia się ból głowy, pleców, czasem boli mnie w lewym boku, czasem w prawym, czasem w okolicy serca. Nasza podróż trwa, jeszcze wiele zakrętów przed nami. Ale wartością dodaną, rzeczywistą jest to, że umiem w tej chwili być w zgodzie z rzeczywistością, położyć rękę na sercu, a kiedy mam trudne zadanie w pracy, trudny dzień przed sobą, przykładam rano rękę do serca i oddycham. Wdech, wydech. Podobnie robię po ciężkim dniu, których ostatnio mam sporo. W moim życiu jest w tej chwili dużo wyzwań, ale dzięki temu, czego nauczyłam się u boku Krzysztofa i dzięki temu, że chciałam wziąć udział w tej podróży to ja wybieram zadania, którym sprostam, jak również te, których już się nie podejmuję, jak i te, które są wprawdzie trudne, ale z pomocą moich przodków, kobiet z mojego rodu, które są jeszcze przy mnie w tej przecież jakże krótkiej ziemskiej wędrówce … Z ich pomocą radzę sobie zarówno z chorobą dwubiegunową, jak i faktem, że nałogi przez długi czas kierowały moją wędrówką. Bardzo pomógł mi w przejściu przez stratę bliskiej osoby, żałobę. Teraz… po okresie żałoby pojawił się Ktoś, kto przy mnie jest, wspiera.
Odrodziłam się jako kobieta i umiem cieszyć się swoją kobiecością. Odrodziłam się jako pracownik i umiem wykorzystywać swoje atuty, jak również przyznawać się do błędów. Buduję trwałe relacje, pielęgnuję przyjaźnie. A przed wszystkim nie boję się już dnia. I nocy.
Dziś coraz częściej oddycham pełną piersią, dzień rozpoczynam od powitania słońca, rozkładam ręce i łapię dobrą energię. Staram się codziennie iść na spacer i często mówię sobie: to tylko i aż dzień. I robię wdech i wydech i już wiem, że coraz więcej we mnie przestrzeni na nowe, dobre rzeczy i coraz mniej jaskiń i zakamarków duszy, do których bałam się zaglądać.
Ujmując to w proste słowa: znów chce mi się żyć.”
Dziękuję, Ania.
„Znów chce mi się żyć” – tak pięknie podsumowała naszą wspólną pracę Ania. Dziękuję. Takie opinie głęboko mnie wzruszają i dodają mi skrzydeł do dalszej pracy. Z Anią mamy za sobą zarówno terapię manualną, sesje SOTI, jak i uwalnianie traum.
Więcej o SOTI można przeczytać na naszym blogu:
- SOTI – proces świadomej pracy z ciałem
- Sesje SOTI i terapia manualna
- Sympatykotonia vs. parasympatykotonia
- Łączenie masażu z terapią psychiki
- Emocjonalne katcharsis podczas masażu
- Reakcja organizmu na stres
- Animus i Anima
- Relacja po sesji SOTI
- Zmiana – tylko ona jest niezmienna
Więcej o uwalnianiu emocji i traum można przeczytać na naszym blogu: