Rytuał Lomi Lomi… Dla niektórych to hawajskie voodoo albo czary mary. Dla innych – masaż. Dla niektórych – współczesny szamanizm. Dla jeszcze innych – sposób na głęboki reset ciała i umysłu; podróż na spotkanie z sobą; „ostatnia deska ratunku”; aktywator procesu wewnętrznej zmiany.
Podejścia są różne. W zależności od tego, czy ktoś jest zaangażowany, czy traktuje to czysto zarobkowo lub tylko technicznie, oraz od tego na ile jest otwartość po stronie osoby otrzymującej masaż.
Masażysta czy szaman?
Nie będę ukrywał, że kiedy wchodzę w rytuał Lomi Lomi Nui bliżej mi do szamana – uzdrowiciela niż do masażysty. Technikę może opanować każdy, prowadzić w kierunku uzdrowienia – nieliczni. Rytuał polega na ukierunkowaniu uwagi, energii psychicznej, wewnętrznej mocy osoby poddającej się rytuałowi na zmianę, której domaga się jego Jaźń.
Początek mojej przygody z Lomi
Prawda o mnie i o Lomi jest taka, że to Lomi wybrało mnie, a nie ja Lomi. Ja tylko popłynąłem z nurtem, w który rzuciła mnie Aleksandra. Spotkałem ją „przypadkiem” na warsztacie rozwojowym w 2009 roku. Nie znałem jej – ona skądś znała mnie i słysząc, że masuję zaproponowała wymianę: jej Lomi za mój masaż. Zgodziłem się, ale jadąc na ten „masaż” nie miałem żadncyh wielkich oczekiwać. I to było dobre, to był mój czas i moje miejsce, bo to czego doświadczyłem w trakcie tego rytuału u Aleksandry – dla jasności: Aleksandry Gintowt – porwało mnie w nurt, w którym płynę do dziś i chcę więcej. W trakcie rytuału doświadczałem rzeczy, które wykraczały poza moje ciało. Było to tak silne i niecodzienne doświadczenie, że przez kolejne 3 dni przeżywałem to tak, jakbym dopiero co zszedł ze stołu. I wtedy wiedziałem, że będę to robić. W 2010 roku uczyłem się u tego samego nauczyciela, u którego uczyła się Aleks – Juliana Roka. Julek – pomimo swego niskiego wzrostu – był wielki. Kiedy trafiłem do niego miał już 60 lat, a sposób w jaki się poruszał i pracował z innymi był pełen gracji i godny podziwu. Piszę o nim „był”, bo opuścił ten świat w zeszłym roku, w wieku 70 lat. Było to wielką stratą, ale myslę, że teraz tańczy hulę gdzieś w zaświatach :).
Lomi dla mnie
Lomi dla mnie jest wewnętrzną podróżą… Podróżą, w jakiej towarzyszę ludziom, których masuję.. ludziom, których uczę… a także moją własną wielką podróżą. Rytuał ten jest głęboko transformujący nie tylko dla tych, którzy go otrzymują. Każdorazowo transformuje także mnie. Pozwala mi docierać do głębszych zakamarków siebie, poznawać siebie, swoje możliwości, uzdolnienia. Uczy mnie mądrości ciała, podążania za energią, odkrywania każdego ciała, jak nowego, tajemniczego lądu, z szacunkiem, otwartością i ciekawością. Uczy mnie bycia tu i teraz, spowolnienia, uważności i obecności. Podnosi mi poprzeczkę, stopniowo odsłaniając swoją siłę i moc transformacji. Kształtuje mnie na stawanie się coraz lepszą wersją siebie.
Dziękuję Aleksandro… Dziękuję Julianie… Dziękuję Hawaje…
Dziękuję Wam – tym, z którymi mogę się dzielić tą piękną sztuką łączącą w sobie dotyk, taniec, uzdrawianie, uważność, obecność, radość.
Mahalo (haw. Dziękuję)
Krzysztof Kahe Mana