Kasia trafiła do mnie z polecenia. W trakcie dwóch poprzednich sesji przeszła proces integrowania wewnętrznego dziecka, oraz uzdrawiania relacji z rodzicami – tutaj każdy ma coś do zrobienia.
Każda sesja była zaskakująca dla Kasi, która mając 50 wiosen za sobą, próbowała już wielu najróżniejszych metod i narzędzi pracy ze sobą. Jednak 3-cia sesja zaskoczyła w sposób całkowicie odmieniający jej podejście do samej siebie.
Zaczęło się od tego, że kiedy zapytałem ją, o to co u niej, na pierwszą scenę wyłoniła się historia z serwisantem, który był w jej domu i który nie wywiązał się ze swojego zadania, partacząc robotę. Firma serwisowa już ustaliła termin kolejnej usługi, mającej na celu korektę fuszerki przez innego serwisanta, więc wydawało się, że jak to mówią „spokojna głowa”.
Tymczasem słuchając opowieści Kasi, poza bardzo żywą emocjonalnie i przesiąkniętą rozczarowaniem, złością i pretensjonalnością narracją, bardzo mocno przykuło moją uwagę pewne sformułowanie wychodzące z jej ust, a powiedziałbym, że nawet trzewi… „JAK ON MÓGŁ!!!?”
Wysłuchawszy jej do końca, zwróciłem jej uwagę na ten stan ducha i zapytałem, czy jest gotowa przyjrzeć się temu, co trzyma w sobie pod tym, co ona wyrażała jako „JAK ON MÓGŁ”, na co odpowiedziała twierdząco.
Trzecia sesja trwała nieco ponad 2h. W trakcie tych dwóch godzin, zatrzymaliśmy się w przestrzeni psychosomatycznej wątroby, skąd uwolniliśmy bardzo ciężki balast traum osobistych i rodowych, których konsekwencją był przede wszystkim wyparty gniew, złość i pochodne – sporo tego było.
Po tym uwolnieniu, przywołując w miejsce tego balastu Światło Życia, co zawsze robię, aby nie zostawiać próżni po uwolnionym balaście, a która mogłaby zostać wypełniona czymś niepożądanym – Kasia otwiera oczy i mówi do mnie: „Wątroba mi sflaczała, poczułam to wyraźnie w ciele! Ale tak pozytywnie!”.
Następnie przeszliśmy do przestrzeni woreczka żółciowego i jelit, prowadząc Kasię do uwalniania balastu prenatalnego, osobistego i rodowego. Po około godzinie takiej pracy zaczęła doświadczać wizji, opowiadając, jakby widziała, że jest przyodziewana w piękną aksamitną suknię, nietuzinkową biżuterię -pierścionki, naszyjniki itp., i była zaskoczona tą wizją.
Po kilkunastu minutach ukazała się jej kobieta – piękna Hinduska, która w jej ocenie była ucieleśnieniem tego, jak kobieta może wyglądać i jaka może być.
Kasia, będąc mocno w energii męskiej, twardej, kontrolującej, zazdrościła kobiecie, którą ujrzała jej kobiecości i wdzięku, nie zdając sobie sprawy, że był to wykreowany przez jej nieświadomość obraz jej wewnętrznej kobiety, zakopany pod osobistymi i rodowymi traumami, oraz emocjami związanymi z nimi, które trzymała głęboko w przestrzeni swojego Istnienia. To była jej kobiecość uwięziona w traumach.
Kolejnym krokiem miało być przyjęcie tej kobiety i zintegrowanie jej ze sobą. I tutaj przeszliśmy trudną drogę przez bardzo stare i silne schematy odrzucania samej siebie, swojej kobiecości. Droga ostatecznie była owocna, a Kasia przyjęła i zintegrowała w sobie swoją kobiecość. Stała ugruntowana w sobie, a jej wyraz twarzy był zupełnie inny – łagodniejszy, na jej twarzy choć jeszcze przez łzy przebijało się ukojenie, spokój i tłumiona do tej pory radość.
Dzisiaj minęły 2 tygodnie od tej sesji. Na 4 sesji standardowo pytam Kasię: „Co u Ciebie” – naprawdę byłem ciekawy! A ona: „Zaharowana jestem”. Sądziłem, że mówi o pracy, a ona na to, że nie wie co się w niej dzieje, ale nie może wyjść bez makijażu z domu, że coś się „przekliknęło” w niej i, że zaczęła bawić się kulinarnie i sprawia jej to frajdę, i że nawet przymierzała sukienki. I mówi do mnie: „No zobacz, jak ja wyglądam – paznokcie zrobione, makijaż zrobiony”, mówi to z uśmiechem na twarzy, nie wiedząc, jakie zaskoczenie czeka ją na kolejnej sesji, o czym napiszę w innym poście.
„Kasia” pragnęła zmiany. Nie określiła jej kierunku – tak naprawdę kierunek jest w każdym z nas, kiedy otwieramy się na wołanie zmęczonej i zranionej duszy. Otwierając się na jej wołanie – zaczyna nas prowadzić, i manifestować się poprzez ciało. Żyjemy w czasach, które są pokłosiem wojen, gdzie mężczyźni tracili życie w obronie ojczyzny, a kobiety po ich stracie często wchodziły w ich buty, stając się „męskimi kobietami”, a ich kobiecość uwięziona w traumach skryta była głęboko. Niestety, a właściwie to „stety” kobieta może tylko odgrywać mężczyznę, tak jak mężczyźni mogą tylko odgrywać kobiety, bo kobieta nigdy nie będzie w stanie na 100% zastąpić mężczyzny i vice versa. Za pomieszanie tych ról płacimy wszyscy: płacą dzieci, płacą kobiety, mężczyźni – ich wspólne relacje, płacą całe rody, społeczeństwa, narody i w końcu nasza ukochana Ziemia, która nazwijmy rzecz po imieniu jest naszym domem, ojczyzną wszystkich Istnień i karmiącą je Wielką Matką. Dlatego tak istotne jest, aby kobiety uwięzione w męskim odnalazły drogę od swojej wewnętrznej kobiety, a dorośli chłopcy do swojego wewnętrznego mężczyzny.
Ta droga nie jest prosta, ale możliwa do pokonania – mam taką głęboką nadzieję – dla każdego, kto jest gotów nią kroczyć.
Zapraszam na sesje uwalniania traum. Również on-line.
Krzysztof – 730 793 373
Powiązane artykuły:
- Poczucie własnej wartości
- Traumy rodowe i osobiste
- Kim chcesz być?
- Poczucie bezsensu i zniechęcenia
- Wewnętrzne dziecko i jego potrzeby
- Skrzywdzone wewnętrzne dziecko
- Traumy rodowe i osobiste
- Zmiana – tylko ona jest niezmienna
- Uzdrowienia na głębokim poziomie
- Nie pozwalasz sobie na słabość
- Uwięziona w przemocowym związku